W rolnictwie zaszła olbrzymia ewolucja, a my nie musimy już gonić Zachodu. – Dawno jesteśmy jakością w Europie Zachodniej – mówi Leszek Siatka, prezes firmy Pomot. Dziś przedsiębiorstwo nadal produkuje przede wszystkim dla rolnictwa, ale prężnie rozwija także drugą część działalności, produkty dla branży komunalnej. Ten obszar w aż 90 proc. trafia na eksport. Jak mówi prezes, „jeżeli sprawdzimy się w eksporcie, to sprawdzimy się wszędzie”.
Podczas targów Wod-Kan w Bydgoszczy Pan prezes Leszek Siatka udzielił wywiadu dla www.strefaagro.pl
Strefa Agro: Firma Pomot historię ma bardzo długą. Początki w 1951 roku. To jest bogactwo czy obciążenie?
Leszek Siatka, prezes Przedsiębiorstwa Usługowo-Produkcyjnego Pomot w Chojnie: To jest bardzo duże bogactwo, ponieważ w miejscowości naszej i w okolicach zbudowaliśmy kadry wielopokoleniowe.
Kiedyś to byli ojcowie, dzisiaj pracują ich synowie, a kiedyś ich dziadowie. Czyli można powiedzieć, że firma jest z olbrzymi tradycjami. Zdarza się często, że pracują całe rodziny. I to jest, uważam, rzecz najważniejsza. To tworzy specyficzną atmosferę w firmie. Staramy się, żeby ona była właśnie dla ludzi, w sensie współpracy międzyludzkiej, a nie wykorzystywania ludzi.
Co zmieniło się w warunkach prowadzenia biznesu?
Nie powiem, że nastąpiła rewolucja, ale swego rodzaju ewolucja. W ogóle w polskim rolnictwie nastąpiła olbrzymia ewolucja, wiąże się z olbrzymi postępem. Więc można sobie wyobrazić, że w 1990 roku, jakie były maszyny w rolnictwie, jakie są dzisiaj. Jakie mamy ciągniki, jakie mamy kombajny.
No i w ogóle oprzyrządowanie rolnictwa. Dzisiejszy rolnik to nie jest ten rolnik sprzed 30 lat. Ja się cieszę, że Polska ma świetnych rolników. To są ludzie bardzo dobrze wykształceni i przede wszystkim młodzi. To decyduje o tym, że nasze rolnictwo, czyli nasz byt jest zapewniony.
Mówi pan o tym, że są młodzi. A jednak ciągle też powtarza się, że trzeba ich zatrzymać tych młodych na wsi, bo jednak jest trudny ten obszar.
Prace mają bardzo trudną, obowiązki także. Natomiast oni są do tego znakomicie przygotowani. I trzeba powiedzieć, że poza tym trudem mają jednak efekty. Te efekty są w postaci dobrze zorganizowanych gospodarstw, które jednak dają przychody. Tutaj tylko jedynym ciężarem, który obciąża tą działalność, to jest nieodpowiednia polityka, śmiem wprost powiedzieć, państwa. Więc te obciążenia, które spadają na rolników, nieprzemyślane, typu zboże, które ze wschodu przybyło, w sposób niekontrolowany, a można było to lepiej zorganizować. Czy na przykład ceny paliw niekontrolowane. Dla rolnictwa one powinny być jednak kształtowane na odpowiednim poziomie.
Powinno być to przez państwo bardziej przemyślane. Co z tego, że dzisiaj zakłady energetyczne osiągają miliardy zysków? Co z tego, że Orlen ma miliardy zysków? Co z tego, że banki mają miliardy zysków? Społeczeństwo i nawet normalni producenci ich nie mają. Nastąpiło olbrzymie zubożenie społeczeństwa i firm.
Szczególnie tych firm prywatnych. I tu jest, uważam, bardzo zła polityka poprzednich rządów przede wszystkim. A mam nadzieję, że obecny radykalnie poprawi tę swoją politykę, bo efektów na razie za mało widać.
Pod tym względem jestem krytyczny do tego rządu, aczkolwiek ufam, że dużo się zmieni.
Popularnym hasłem jest deregulacja w ostatnich miesiącach. Czy jest potrzebna również w tym obszarze i rolnictwa i prowadzenia biznesu?
W każdej sferze naszego życia, zaczynając od tzw. praworządności, zaczynając od zmian, które są potrzebne w polskim sądownictwie, ale przede wszystkim w gospodarce, bo tam na tym powinniśmy się skupiać. Deregulacja nie jest jakąś zachcianką. To jest obowiązek dla obecnego rządu.
Na to jest mądra deregulacja. Nie można robić tego w sposób przypadkowy, nieprzemyślany, bo właśnie z takim zarządzaniem nieprzemyślanym mieliśmy miejsce i przez to mamy olbrzymie straty. One gołym okiem są niewidoczne, ale może nie dotykają bezpośrednio społeczeństwa, ale one wpływają na przyszłość i na przyszłość, w jakiej społeczeństwu temu naszemu przyjdzie żyć.
Ludzie tego nie dostrzegają, nie rozumieją pewnych zasad ekonomii, ekonomiki. Pewne decyzje podjęte dzisiaj, one będą procentować za rok, za dwa, za trzy. Ludzie tego po prostu nie rozumieją. Trzeba im to tłumaczyć w normalny, przystępny sposób.
Poprzedni rok był trudny dla branży maszyn i urządzeń rolniczych. Wiele firm notowało spadki. Jak jest dzisiaj?
Sytuacja jest trudna. Przede wszystkim nie funkcjonują dopłaty dla rolnictwa w wielu sferach. Na to rolnicy się skarżą.
One powinny być, bezwzględnie, ponieważ to jest ciąg, to jest łańcuch naczyń połączonych. Jeżeli rolnik nie dostanie dopłat, zakłady nie mają co produkować. Dlaczego? Bo nie mają produktu, który mogą sprzedać.
Dlatego nasza firma podjęła tak zwaną dywersyfikację produktową. Dlatego produkujemy, proszę sobie wyobrazić, 74 typy wodzów do gnojowicy. Wszystkie mają homologacje europejskie.
Robimy je w taki sposób, żeby każdy rolnik mógł coś dla siebie znaleźć. To są wozy o pojemności od 2,5 tysiąca litrów do 30 tysięcy litrów. Robimy też rozsiewacze do nawozów mineralnych i sztucznych i nawet naszymi rozsiewaczami można je używać do akcji zima, czyli do posypywania piaskiem, a także rozprowadzić po polu kurzy pomiot.
Stosujemy tak zwane, można to nazwać precyzyjne rolnictwo, czyli korzystamy oczywiście z GPS-a, korzystamy z odpowiedniego oprzyrządowania, oprogramowania, które uwzględnia pH pola i staramy się tak wykonać nasz wyrób, aby spełniał wymogi współczesnego rolnictwa, stosujemy też system wagowy, który spełniał wszystkie warunki właśnie rolnictwa precyzyjnego, aby rolnik, który dostaje tę maszynę, był w pełni zadowolony.
Dywersyfikacja też uwzględnia to, że nie są to tylko te maszyny rolnicze, które wymieniłem.
Od ponad 15 lat produkujemy także wyroby dla branży komunalnej (wodno-kanalizacyjnej) i są to różne projekty. Można powiedzieć, że 90% tych produktów to jest eksport do różnych krajów europejskich, głównie na Niemcy, ale też na Danię, Norwegię.
Po targach w Kassel mamy nowe zapytania i znajdziemy nowe rynki typu Portugalia, Anglia, Islandia, Holandia. Mam nadzieję, że ta liczba tych klientów będzie się poszerzała. Ostatnio wyprodukowaliśmy najmniejszą zabudowę asenizacyjną na podwoziu Piaggio. I okazuje się, że w Kassel zostało to zauważone a firma Piaggio z informacji, które posiadam, już powiadomiła wszystkich swoich europejskich dilerów o tym produkcie. Mam nadzieję, że to będzie owocowało w przyszłości dobrą sprzedażą. Te targi w Kassel i te obecne mam nadzieję, że przyniosą nam duże korzyści.
Mówił pan o tym, że 90% tych naszych z branży wod-kan to jest eksport. Polski rynek nie potrzebuje, nie jest chłonny, czy nie ma finansowania? Czy krajowa konkurencja jest tak duża?
Nie chciałbym tutaj nikogo obrazić, ale są różni producenci. Dla nas to praktycznie, nie chciałbym być zrozumiały, to nie jest konkurencja. To są firmy małe, nazwę je „garażowe”. Nie ma w tym powtarzalności, nie ma w tym konkretnej i sprawdzonej myśli technicznej, nie ma w tym obliczeń wytrzymałościowych. Te produkty są obarczone wieloma mankamentami. My natomiast robimy to tak, jak się powinno to robić. Czyli mamy własne biuro projektowe, mamy obliczenia wytrzymałościowe, korzystamy z tzw. Baumusta t.j pełnej dokumentacji do zabudowy pojazdów ciężarowych, naczep oraz przyczep. Baumusta to jest cała dokumentacja składająca się z kilkunastu segregatorów, która została zatwierdzona przez niemiecki instytut TIV, a ten natomiast musiał te wszystkie sprawdzone przez siebie wyliczenia, dokumentacje, rysunki poddać kontroli jedynego instytutu przeznaczonego w Niemczech do takich badań, czyli BAM w Berlinie.
Mam nadzieję, że właśnie to posunięcie, które da nam uprawnienia i certyfikat na produkcję takich wozów na rynek niemiecki i europejski, uzyskane w ten sposób homologacje i certyfikaty zabezpieczą naszą produkcję na najbliższe 10 lat, ale najważniejsze – będą się odbywały one na odpowiednich warunkach technicznych. Dlaczego na eksport najpierw? Uznaliśmy w firmie, że jeżeli sprawdzimy się w eksporcie, to zawsze sprawdzimy się wszędzie, tym bardziej na rynku krajowym i damy wtedy jednak produkt o wysokiej jakości.
Jeśli spojrzymy szerzej na sytuację szerzej geopolityczną, zawirowania w handlu – czy tu się nie pojawiają problemy dla państwa branży?
COVID przysporzył wiele problemów i ta sytuacja trwa nieprzerwanie od roku 2021. Ona oczywiście podlega lekkiej poprawie, natomiast nastręczyło to wiele problemów. My z tej strony staraliśmy się zabezpieczyć, czyli ponad miarę wprowadzaliśmy towar na magazyn po to, żeby produkcja miała swoją ciągłość.
Myślę, że nam się to udało i uniknęliśmy takich błędów, jak niektóre firmy się nie ustrzegły i ograniczyły swoją produkcję z powodu właśnie tego, że eksportowała swoje wyroby na określone rynki. Jakie – to państwo się doskonale domyślacie.
Jaka część produkcji Pomot trafia za granicę?
40% naszej produkcji to jest eksport.
Czyli my już nie musimy gonić Europy?
– My jesteśmy w Europie, dawno jesteśmy jakością w Europie Zachodniej. Natomiast budujemy szybkie relacje i myślę, że to też bym prosił o lekką wzmiankę. Byliśmy na targach Kassel, a tutaj, widzicie Pani, pojawiła się firma CCC Constructions, duńska. Poznaliśmy ich wyroby zaledwie tydzień temu, a dzisiaj cała wystawka już jest tutaj i reprezentujemy ich wyroby na nasz krajowy rynek.
Dlaczego? Bo to jest idealne uzupełnienie naszych pojazdów dla branży Wod-kan o narzędzia służące do demontażu, montażu studzienek kanałowych, przykanalikowych i innych. Te narzędzia są bardzo ergonomiczne, bardzo bezpieczne i nowoczesne. Myślę, że to rozszerzy paletę naszej oferty.
Jako przedsiębiorca optymistycznie patrzy pan w przyszłości?
Zawsze byłem optymistą, starałem się nawet porażki tak zinterpretować, żeby na podstawie analizy wyciągnąć wnioski i żeby je przekuć w sukces.
Autor:Agata Wodzień-Nowak